Szukaj na tym blogu

środa, 5 października 2011

"Ornać"

Na skroniach jaskółki, a w kałdunie kebab,
częste bójki w celach, Ty mnie nie lekceważ!
znam ten sztos od dziecka, często to słyszałem,
Kuba zjadł mój obiad, ja nie narzekałem.
Jeden siedzi w Mławie, inny w Bratysławie,
ja mam brata Kubę- jego imię sławię.
Za tę oręż łapię broniąc go przed światem,
zawżdy go uczyłem by został prałatem.
Kubę wziąłem w pieczę, pod opat w opiekę,
dachem głów pokryłem, pasłem krwistym stekiem,
wysłałem do sądu, lata go kształciłem,
poiłem go chmielem, pieluchy mu myłem!
Zapewniłem jemu wikt i opierunek,
gdy spadał z kołyski zrobiłem szalunek.
Czy w tym się spisałem- patrzaj w jego gębę,
pogłowie tak tęgie- 150 w kłębie.
W majestacie Kuba, w testamencie Kuba,
w moim sercu Kuba, na kobiercu Kuba.
W okropnych strasznościach, w biedzie i pożodze
i w deszczu rzęsistym, w burzy, w niepogodzie:
kilogramy mąki, jabłka, wiśnie, gruszki,
kawior i krewetki, mleko, pańskie skórki-
w dom ja Kubie niosłem gdy był jeszcze mały,
tak jak wilki co jedzeniem szczeniętom rzygały.
Samochodów stokroć, korki na ulicach,
tam gdzie w dzień gwar snadny, w noc- zabójcza cisza,
Warszawa po wojnie- tu się urodziłem,
Mokotów, Służewiec- tu Kubę spłodziłem.
Znam życie od podstaw, od podstaw znam je,
weź Kubę pozostaw- bo w złości Cie zje!
Tu żywot chcę wieść i umrzeć chcę tu,
cichutko nucąc Kubie... te wiersze do snu...

Brak komentarzy: